• 1
  • 2
  • 3

Zjeść lipienia...

 

Gdy przed laty pisałem o zagrożeniach dotyczących populacji lipienia i pstrąga potokowego, niektórzy z kolegów zarzucali mi czarnowidztwo i „krakanie”. Dzisiaj ówcześni optymiści miotają się po całym kraju usiłując złowić jakiegoś kardynała, lub wyprawiają się na rzeki Skandynawii. Inni w aktach rozpaczy łowią hodowlane tęczaki na „łowiskach specjalnych”.

Na poparcie przysłowia „Mądry Polak po szkodzie” zestawiłem kilkanaście cytatów z moich artykułów zamieszczonych w „Wiadomościach Wędkarskich” i „Wędkarskim Świecie” w latach 1990 – 1999. Pozostawiam je bez komentarza.

rt05 01„...Dzisiaj obok kłusownictwa zorganizowanego, niespotykane rozmiary przybrało „wędkowanie” (pozyskiwanie rybiego mięsa) za wszelką cenę, na co się da i gdzie się da.
Sytuacja przybiera rozmiary katastrofy... Łowią bezrobotni, emeryci, młodzież; łowią na serek, na ikrę, larwy, pędraki... Ściągnęli tutaj po rybę, po mięso, po żarcie... biorą wszystko, co się rusza i ma łeb i ogon.”

„...Niepodważalny i znaczny udział w dziesiątkowaniu stad lipieni mają kłusownicy z Parchowa, Bydlina, Chlewnicy, Kobylnicy... i z wielu innych miasteczek i wsi od Gdańska po Szczecin. Te same od lat sprawdzone sposoby i narzędzia: ikra, serek, „łylec”, sieć i agregat prądotwórczy. Sądzę, że proceder ten zaniknie na Pomorzu dopiero wtedy, gdy ostatnie lipienie, pstrągi i trocie zostaną wytrzebione”.

„...Obecnie niektóre odcinki rzek są niemal całkowicie pozbawione lipienia. Lipień w przeciwieństwie do potokowca jest rybą otwartej wody i dlatego pierwszy pada ofiarą pseudowędkarzy. Pstrąg jakoś trwa gdzieniegdzie, chyba głównie dzięki zarybieniom i licznym kryjówkom w rzekach...”

„...Dla pomorskich lipieni zadzwonił ostatni dzwonek... Lipień, do niedawna tak licznie bytujący w większości pomorskich rzek, od co najmniej kilku lat walczy o przetrwanie, a jego szanse z każdym rokiem maleją. Pierwsze wyrwy w lipieniowej populacji poczyniły na początku lat osiemdziesiątych opryski lasów przeciw mniszce brudnicy... Niemały udział w przerzedzeniu lipieniowych stad miały pegeery, podtruwające rzeki gnojowicą i nawozami.
...Niezwykle uciążliwa dla pomorskich lipieni jest działalność dziesiątków mleczarni, garbarni i drobnych zakładów przemysłowych.... Przekopywano i regulowano bez opamiętania wszystko to, co określano mianem rzeki, potoku czy strugi. Płacono za dewastację pomorskiego krajobrazu. Skutkiem tych poczynań jest między innymi dzisiejszy deficyt wód w rzekach i obniżenie się poziomu wód gruntowych. Lipienie i pstrągi pozbawiono tarlisk i żerowisk...”

„...Bagrowane i regulowane w poprzednich dziesięcioleciach rzeki przedstawiają żałosny widok. Pozbawione na wielu odcinkach nadbrzeżnych krzewów, ulegają silnej eutrofizacji – na niekorzyść zmienia się ich flora i fauna.... Przybywa odcinków zamulonych i roślin charakterystycznych dla typowych rzek nizinnych; trzcin i tataraku. Ubywa natomiast żwirowisk, ulubionych stanowisk lipienia.”

„...W czasie gdy nad wieloma rzekami warczały (i warczą, niestety nadal) silniki koparek i spalinowych pił, ryjących w korytach rzek i usuwających drzewa i krzewy znad ich brzegów, w innych miejscach powstawały i powstają kolejne ośrodki tuczu pstrąga tęczowego, najczęściej bez uregulowanych stosunków wodno – prawnych, bez osadników, z nadmierną obsadą hodowlaną... Wędkarze najlepiej wiedzą, ile szkód w naszych rzekach czyni działalność tych ośrodków, lecz na nic się zdają ich rozpaczliwe protesty i apele. Jest to klasyczne „wołanie na puszczy” – tuczarni wciąż przybywa, na zgubę kolejnych rzek, na przekór logice i zdrowemu rozsądkowi... Przebiciem są wielce złudne racje inicjatywy gospodarczej, przedsiębiorczości i pieniądze włożone w ten cały interes, a także do kopert służących do „zmiękczania” urzędników i decydentów.”

„...Problemem coraz bardziej nabrzmiałym jest wędkarska presja. Wzrosły szeregi muszkarzy – przybyło wielu młodych o bardzo wąskiej specjalizacji – wyłącznie dolna nimfa. Zmotoryzowani i należycie wyekwipowani docierają wszędzie. Brodzą godzinami w neoprenach, bez względu na temperaturę wody, penetrują najbardziej niedostępne, zakrzaczone odcinki rzek, sięgając po ostatnie, nieliczne już, wyrośnięte sztuki. Chcą łowić jak nasi mistrzowie... i bardzo dobrze... tylko, że niszy po setkach wyciągniętych przez nich lipieni nie ma kto uzupełniać. Znam wielu doskonałych „nimfiarzy”, którzy jeżdżą na ryby dla treningu, rekreacji, dla samego pobytu nad wodą – gros przyciętych ryb wypuszczają. Niestety, są również wśród nas tacy, którzy powrót z wędkarskiej wyprawy bez kompletu traktują jako nieudany. Jeżeli zlokalizują lipienie na pewnym odcinku rzeki, jeżdżą w to miejsce tak długo, aż wybiorą wszystkie ryby. I to właściwie im pod rozwagę należałoby podsunąć refleksję, że jeżeli nadal będą tak traktować pomorskie łowiska, to za lat kilka nie będą mieli po co na nie wyruszać. Część muszkarzy, i to część niemała, kieruje się zasadą: łowić i tylko łowić...bez względu na skutki, na to, co będzie jutro. A lipieniowe „jutro” rysuje się w czarnych barwach. Na powszechne zarybienia tym gatunkiem w najbliższym czasie raczej trudno liczyć.”

„... Masowe najazdy nie służą żadnej wodzie. Pamiętam co się działo nad Gwdą, Dobrzycą, Piławą, gdy swego czasu opisano je jako niezwykle atrakcyjne łowiska pstrągów i lipieni. Wędkarze z Poznania, Gdańska, Wrocławia przyjeżdżali, bywało że autokarami, by nad ich brzegami rozgrywać różnej rangi zawody. Rozreklamowany San również przeżywał masowe najazdy wędkarzy z całej Polski – omal go nie rozdeptano...”

„...Podczas „nimfowego boomu” okazało się, że w naszych szeregach jest wielu „racjonalizatorów”, dla których najważniejsza była micha lipieniowego mięsa. Spotykałem nad rzeką „muszkarzy”... którzy prowadzili głęboko w nurcie dwie, trzy nimfy przy pomocy kilkumetrowych teleskopów... Niektórzy z nich chełpili się złowieniem dwustu, trzystu lipieni w sezonie. Nie ustępowali im inni, wyposażeni we właściwy sprzęt muszkarski. Z wypraw przywozili po piętnaście, dwadzieścia lipieni. Kilka lat później i jedni i drudzy głośno utyskiwali, że lipieni i pstrągów drastycznie ubyło.”

„...Nie inaczej było na Dunajcu, Sanie, Popradzie... Wszyscy łowiliśmy o dużo za dużo. Wtedy nikt nie myślał o tym, co będzie za lat dziesięć, piętnaście... Może nieliczni, lecz któż by ich słuchał, gdy „Polish nymph” triumfalnie maszerowała przez świat...”

o mnie
Mieszka i pracuje w Gdańsku. Znany nie tylko na Pomorzu pasjonat muszkarstwa. Przy okazji rysownik, grafik i ilustrator. Z muchówką przeszedł brzegami chyba wszystkich pomorskich rzek i rzeczek. Społecznik, działa w wielu wędkarskich organizacjach. Licznemu gronu muszkarzy znany na pewno z publikowanych w "Wędkarskim Świecie", "Wędkarzu Polskim" oraz "Wędkarstwie Muchowym" artykułów. Z uczucia i wyboru prawdziwy muchowy Kaszeba. Z Robertem można skontaktować się pod: tel praca: (058) 522 07 38 tel kom: 0 694 250 621 email dom: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. email praca: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. Galeria Autorska Roberta - www.fly-artgallery.eu
Inne artykuły autora