• 1
  • 2
  • 3

O rzekach górskich i przedgórskich – okiem biologa… i wędkarza

O rzekach górskich i przedgórskich – okiem biologa… i wędkarza

 

       O tym, jak ważne dla wędkarzy  muchowych są rzeki górskie i przedgórskie (granica pomiędzy jednymi a drugimi jest często intuicyjna, tak jak pomiędzy górami a przedgórzami…) nie trzeba, jak sadzę, przekonywać nikogo z Was – to nie tylko ostoje pstrągów i lipieni, ale przede wszystkim łowiska ze wszech miar wyjątkowe, stawiające przed nami niebagatelne wyzwania techniczne. Bywają nawet niebezpieczne, ale zawsze pozostają fascynujące i piękne. Tak się złożyło, że od kilkunastu lat badam je (chociaż mieszkam w Warszawie, ale tak się w życiu układa…) pod kątem fauny bezkręgowej w różnych siedliskach – aspektu bardzo ważnego dla wędkarza muchowego, bo przecież bezkręgowce to naturalny pokarm ryb, który musimy jak najlepiej imitować w postaci sztucznych przynęt. Ale w tym tekście chciałbym zająć się tematem bardziej ogólnym – stopniem naturalności rzek górskich i przedgórskich, a raczej skalą ich przekształceń antropogenicznych i wpływem na poszczególne elementy struktury, w tym, rzecz jasna, bezkręgowce oraz ryby.

 

a

      Zacznijmy od rysu historycznego – jeszcze w XIX wieku zdecydowana większość omawianych rzek była wielonurtowa, czyli roztokowa. Cóż to znaczy? Otóż miały one liczne, rozgałęziające się i łączące, szlaki przepływu (roztoki), poprzedzielane  łachami lub kępami roślinności (powstającymi samoistnie w czasie niższych stanów wody) – wszystko w obrębie tego samego koryta, które podczas wezbrań tworzyło jedną całość. Kształt i rozmieszczenie roztok zmieniały się z roku na rok, rzeka była tworem niestabilnym, dynamicznym.

 

 

 (przekroj wielonurtowy)

             

           W XX stuleciu sytuacja uległa diametralnej zmianie. Karpackie rzeki – jedna po drugiej – przekształcały się (z różnych przyczyn, ale o tym za chwilę) w jednonurtowe, znacznie węższe i głębsze (w terminologii hydromorfologicznej używamy terminu „wcięte”, który jest, jak sądzę, intuicyjnie zrozumiały). Były one znacznie mniej cenne pod względem krajobrazowym (estetycznym) i przyrodniczym, gdyż cechowały się mniejszą różnorodnością biologiczną i stopniem równowagi ekologicznej, czyli umiejętnością przeciwstawiania się niekorzystnym czynnikom zewnętrznym, np. klimatycznym.

B

       

        W praktyce – było w nich mniej gatunków bezkręgowców, mniej rójek, ryby nie miały często na czym żerować i reagowały spadkiem liczebności, ponadto trudniej im było znaleźć tarliska i refugia (schronienia w trakcie raptownych wezbrań). Stan ekologiczny siedlisk rzecznych uległ znacznemu pogorszeniu. Na szczęście pozostały fragmenty dolin o układzie wielonurtowym, wciąż zachwycające swym pięknem i niezwykle atrakcyjne dla wędkarzy, zwłaszcza tych ceniących nade wszystko doznania estetyczne… Jednak większość tych wspaniałych elementów krajobrazu zanikła bezpowrotnie.

 

 

(przekrój jednonurtowy czytelny dla wędkarza)

( przekrój dwunurtowy, ale skrajnie przekształcony, na pierwszym planie przyczólek mostowy, w głębi próg)'

 

c         Podstawową przyczyną tego stanu rzeczy jest regulacja, którą rozpoczęto jeszcze w końcu XIX wieku, ale intensyfikacja prac nastąpiła po roku 1904, kiedy to Sejm Krajowy Galicji przyjął uchwałę wdrażającą program „ujarzmiania” rzek karpackich. Prace, które trwały niemal do wybuchu II Wojny Światowej, polegały przede wszystkim na prostowaniu koryt przecinającymi zakola przekopami, przekształcaniu koryt wielonurtowych w jednonurtowe oraz betonowaniu brzegów. Zwłaszcza to ostatnie sprawiło, że nie doszło do samoczynnego odtworzenia wielonurtowej morfologii koryt, za to uległy one zwężeniom i pogłębieniom.

Tam, gdzie – z różnych przyczyn – rzeki nie zostały obetonowane, wykorzystały one przerwę w pracach regulacyjnych, jaka miała miejsce w latach 40. i 50., by dokonać szybkiej renaturyzacji, czyli odtworzenia stanu sprzed kilku dekad. Tak stało się w środkowych biegach Dunajca i Raby, które w szybkim tempie zaczęły na powrót tworzyć kręte koryta, z typowym dla takich struktur układami rynnowymi (bardzo pożądanymi przez wędkarzy!). Ale wróg nie spał! Pod koniec lat 50. Rabę znów uregulowano, co spowodowało drastyczne (o ponad 2 metry!) pogłębienie dna. Podobny los spotkał spontanicznie odtworzony przez naturę Dunajec. W ten sposób doszło do niemal całkowitego zaniku jednej z najwspanialszych struktur krajobrazowych polskiego południa – rzek wielonurtowych i ich dolin. Odcinki zbliżone do natury zachowały się na niewielkich fragmentach obu omawianych rzek, z roku na rok obserwujemy tam szybkie cofanie się brzegów, powiększanie szerokości koryta oraz różnicowanie się jego morfologii. Natura walczy jak umie!

Co z tego wszystkiego wynika dla wędkarza? Musimy sobie uzmysłowić podstawową kwestię – rzeka wielonurtowa jest „wyposażona” w znacznie więcej dogodnych siedlisk dla ryb i – będących ich naturalnym pokarmem i niejako gwarantem pomyślności – bezkręgowców. Jasne, często namierzenie pstrągów czy lipieni będzie łatwiejsze na odcinku uregulowanym – z jedną rynną, do której dojdziemy w wodzie po kolana, a potem dokładnie obłowimy. Tylko że takie stanowiska są czytelne dla każdego - gdzie miejsce na kombinowanie, poszukiwanie jedynych sposobów podania much, wypatrywanie żwirowych dołków czy „lusterek” żerujących ryb?!

         Jestem zdecydowanym przeciwnikiem regulacji rzek górskich i przedgórskich, o ile  nie jest to spowodowane naprawdę ważnymi przyczynami – przede wszystkim ochroną przeciwpowodziową. Ale ten argument jest zdecydowanie nadużywany – często reguluje się odcinki rzek płynące przez tereny absolutnie niezabudowane, ot – betonować, żeby betonować! To naprawdę ogromny cios dla natury, bo wiele gatunków – przede wszystkim endemicznych bezkręgowców – może zwyczajnie przestać istnieć.

         Jak wspomniałem na początku, mój tekst jest przede wszystkim głosem biologa i miłośnika natury. Wędkarze mogą mieć w poruszonych kwestiach różne zdania. Znam takich, którzy chcą łowić na odcinkach uregulowanych – bo prostsze do rozczytania, łatwiejsze technicznie… Nie każdy ma obowiązek zachwycania się pięknem natury. Szanuję ten pogląd, ale osobiście wolę nie złowić nic w pięknej scenerii, niż „nakosić” krótkich pstrągów na wybetonowanej prostce. Wodom cześć!

 

Dr hab. Paweł Oglęcki

o mnie
Doktor nauk przyrodniczych o specjalności zoologia i ekologia, adiunkt na Wydziale Inżynierii i Kształtowania Środowiska SGGW w Warszawie. Zajmuje się renaturyzacją i ochroną dolin rzecznych oraz ich biocenoz. Od lat współpracuje ze stacjami telewizyjnymi „Discovery” i „Animal Planet”, tłumacząc liczne filmy przyrodnicze – także o tematyce wędkarskiej (m.in. niemal wszystkie odcinki „Wędkarskich Przygód Rexa Hunta”). Wędkuje od dziecka, ale „na poważnie” od czasów studenckich. Łowi wszystkimi metodami, wykorzystując w tym celu każdą wolną chwilę. Jest propagatorem idei współpracy przedstawicieli różnych dziedzin nauki w ramach programu ochrony rzek oraz współautorem jednej z podstawowych metod oceny przyrodniczo-krajobrazowej dolin rzecznych.
Inne artykuły autora