• 1
  • 2
  • 3

Kleń z ostrogi

Wiosna w pełni. Słoneczko pięknie grzeje. Na Hańczy roi się jętka, na Dunajcu wylatuje chrust. A co ma począć muszkarz nizinny, który na najbliższą pstrągową rzekę ma 400 kilometrów i czasu jak na lekarstwo? Otóż jest ratunek! Jest ryba, która może zaspokoić muszkarskie pragnienia - kleń.

Ryba ta ze swoim potężnie umięśnionym ciałem doskonale radzi sobie w ciężkich, rzecznych warunkach. Zajmuje miejsca na obrzeżach nurtu, na przelewach, w warkoczach za szczytem główki, pod nawisami krzaków na podmytym nurtem brzegu. Na początek proponuję obłowienie podręcznikowej wręcz miejscówki- ostrogi, zwanej potocznie główką.

tr klen01

Wiosną, wraz z wzrostem temperatury wody, klenie robią się bardzo ruchliwe. Penetrują cały obszar główki, zarówno napływ jak i zapływ.
Kleniową główkę zaczynam obławiać od samego wejścia. Najpierw podaję muchę wzdłuż brzegu, pod krzaczory i wiklinę porastające brzeg. Robię to z obydwu stron główki. Często spod nawisów łoziny wyskoczy do muchy nie tylko kleń, ale i gruby jaź. Następnie zaczynam obławiać samą ostrogę. Muchę podaję w nurcik wzdłuż główki, jakieś 50cm od styku wody z betonem i za każdym następnym przepuszczeniem odsuwam trochę muchę od betonu, aż do granicy nurtu i spokojniejszej wody. Kleń zajmuje stanowiska w nurtowych cieniach, przy drobnych prądach, przelewach, warkoczach. I tam właśnie należy podawać mu muszkę. Nawet, jeśli uda nam się klenia wypatrzyć na spokojniejszej wodzie - podanie muchy w to miejsce będzie raczej nieskuteczne. Natomiast poprowadzenie owada w prądzie obok jego czatowni, z pewnością zmusi go do wyjścia.

Znane wędkarskie porzekadło mówi, że "kleń ma oko w każdej łusce" i jest ono jak najbardziej prawdziwe. Podchodzić go trzeba po "indiańsku". Osobiście rzuty wykonuję z przyklęku, na kolanach, nigdy z grzbietu główki ale spod jej podstawy. Główkę obrabiam z prawej i lewej strony na przemian, chyba że jest ona zbyt szeroka, lub jej grzbiet porastają krzaki.

Jeśli główka jest porozrywana i ma przelewy, obławiam te miejsca szczególnie dokładnie. Są to ulubione kleniowe stanowiska, gdyż całe żarcie spływa właśnie warkoczem, w wyrwie główkowego wału! Drugim, równie dobrym miejscem jest warkocz za szczytem główki. To miejsce również obławiam z największą dokładnością.
Mniej więcej od maja do października, klenie żerują przez cały dzień. W tym okresie najintensywniejsze pory żerowania to świt i wieczór. Zwłaszcza latem, czas od zachodu słońca do późnych godzin nocnych to istna orgia. Niejednokrotnie dopiero na takiej nocnej wyprawie wędkarz przekonuje się jak naprawdę rybna jest jego rzeka. Noc sprzyja wędkarzowi. Przede wszystkim kryje go przed bystrym wzrokiem ryb, które w ciemnościach stają się mniej ostrożne i żerują z wielką zaciekłością. Co prawda po ciemku trudniej zauważyć branie, ale po pewnym czasie nauczycie się zacinać "na słuch". Pomaga też stosowanie dużej, jasnej muchy np. White Moth, White Sedge.

Kleń jest wszystkożerny. Zjada pijawki, chruściki, ślimaki, małe rybki. Bierze na kompostówkę, wiśnie, chleb, kukurydzę, przynęty spinningowe, a przede wszystkim na sztuczną muchę! Właśnie łowienie na sztuczną muchę tych przebiegłych, ostrożnych ryb jest według mnie najbardziej fascynujące. W cieplejszych miesiącach roku, duży procent kleniowej diety stanowią rojące się owady. Dlatego kleń doskonale reaguje na podawaną mu muchę, zwłaszcza sucharka. Jak na atletę przystało, woli raczej solidne kęsy, toteż podajemy mu większe muchy. Według mnie idealnym rozmiarem jest mucha na haku 10 standard. Sprawdzone modele to różne palmery, tradycyjna jętka majowa, pasikonik. Z typowych kleniowych much mogę polecić Red Taga, Black Gnat, imitacje koników polnych i oczywiście różne chrusty, zwłaszcza z sierści sarny.

Mucha na klenie nie musi być tak pedantycznie dobrana jak np. na lipienia. Wystarczy, że będzie z grubsza przypominała to, co akurat roi się nad wodą. Ale podana musi być w sposób perfekcyjny. Nie ma mowy o żadnym "włażeniu rybie na głowę", co można robić przy nimfowaniu w górskiej rzece. Gruby kleń to godny przeciwnik. Wiele przeżył i ma swoje sposoby, aby przechytrzyć wędkarza. Bardzo często rozpędzony, prawie wsysając muchę - nagle robi "zwrot przez skrzydło" i znika jak duch! I tylko wir na powierzchni i trzęsące się z emocji ręce świadczą o tym "prawie braniu". Jest to częsty kleniowy chwyt: ryba startuje ze swojej kryjówki z prędkością odrzutowca, dokładnie widać jak otwiera pysk i....... nagle błyskawicznie zawraca niknąc w odmętach. A wędkarz z kocią mordą długo nie może opanować nerwowej dygotki i uwierzyć w to, co widział przed chwilą. Stan kociej mordy jest wprost proporcjonalny do wielkości ryby, która ów stan spowodowała.
Łowienie kleni jest doskonałą szkołą muszkarstwa. Kto nauczy się podchodzić klenie - pstrąga czy lipienia podejdzie z łatwością.

Jak już pisałem - gruby kleń jest godnym przeciwnikiem. Szczególnie pierwsze chwile holu są bardzo emocjonujące. Kleń po zacięciu muruje po brzanowemu, jednak bardziej dynamicznie i z wyraźnymi szarpnięciami. Kiedy czuje, że mu się to nie uda, z wielką szybkością odbija w różne strony, szukając schronienia za większymi kamieniami, przeszkodami w nurcie, czy w korzeniach pod podmytym brzegiem. Jednak, jeśli wędkarz zachowa spokój i nie dopuści do luzów sznura, z pewnością uda mu się wyholować nawet największą sztukę. Czego wszystkim serdecznie życzę i oby zdarzało się to jak najczęściej.

I jeszcze jedno: kleń jest praktycznie niejadalny. Ma mnóstwo ości, mięso bez wyraźnego smaku, najlepszym więc rozwiązaniem jest wypuszczanie złowionych sztuk. Może kiedyś uda się spotkać z nimi jeszcze raz i znów przeżyć niezapomniane emocje.
 
o mnie


Ryby łowi odkąd pamięta. Wiosną 1979 roku, od dziadka sprzedającego starocie w przejściu podziemnym obok dworca Wileńskiego, kupił książkę Józefa Jeleńskiego "Wędkarstwo muchowe". I tak wpadł. Latem łowił już pierwsze ryby na muchę i były to klenie. Od tamtej pory nie rozstaje się z muchówką. Ba, od około dziesięciu lat łowi tylko kijami własnej produkcji. To jego kolejna oprócz łowienia pasja. A po za tym lubi całonocne grillowanie. Oczywiście w dobrym towarzystwie i przy dobrym piwie.


Inne artykuły autora

Tags: techniki łowienia