• 1
  • 2
  • 3

Ostpreußen, muszki, doktor Skowronnek i inni

Robert Kostecki(Pasłęk)

Ostpreußen, muszki, doktor Skowronnek i inni

Puszcza Romincka to wydzielony fragment z Prus Wschodnich. Teren ten charakteryzuje się zdecydowanie najsurowszymi na Niżu warunkami klimatycznymi. Okres wegetacyjny wynosi tu 190 dni, a okres bez przymrozków to zaledwie 150 dni. Wpływ klimatu kontynentalnego i morfologiczne zróżnicowanie powierzchni powodują, że zbiorowiska Puszczy Rominckiej mają bardziej północny charakter niż zbiorowiska sąsiednich puszcz. Dlatego też Puszcza Romincka jest nazywana „Polską Tajgą”. Koronną rzeką Puszczy Rominckiej jest Rominta (ros. Krasnaja), której górny bieg to Błędzianka mająca swoje źródła w Polsce. Właściwie to dopiero po połączeniu Błędzianki z potokiem Szynkuny (ros. Protoka) zaczyna się Rominta, która jest dopływem Pissy, drugorzędowego dopływu Pregoły, rzeki wpływającej do Zalewu Wiślanego.

Zbliżoną klimatycznie enklawą jest pas ciągnący się od Milejewa, miejscowości położonej na Wysoczyźnie Elbląskiej, ku Braniewu i Górowu Iławeckiemu. Tu z kolei w trudno dostępnych jarach i parowach porośniętych lasami płynie Banówka (ros. Mamonowka), do której za granicą państwową z Obwodem Kaliningradzkim dopływa Jawta (ros. Wituszka). Banówka, także uchodzi do Zalewu Wiślanego. Trochę dalej na wschód granicę przecina Stradyk (ros. Korniewka), kolejna rzeka ze zlewiska Zalewu Wiślanego.

Na swoje potrzeby opisane wyżej enklawy nazwałem „Przedprożem Skandynawii”. Dlaczego? Ano dlatego, że są to specyficzne zbiorowiska geomorfologiczne i przyrodnicze, w jakimś stopniu przypominające mi krainę trolli, chociażby tylko ze względu na ichtiofaunę. Płynące tu rzeczki wchodzą w skład zlewiska Zalewu Wiślanego, który jest akwenem Morza Bałtyckiego, co powoduje, że pojawiały się w nich wodne organizmy dwuśrodowiskowe: trocie wędrowne i minogi rzeczne. Zlewnie tych rzek zasiedlały licznie pstrągi potokowe, a w Romincie bytuje lipień europejski, podobno autochtoniczny. Wyobraźnia i praktyka podpowiadają, że gdzieś tam za morskim widnokręgiem jest już Skandynawia, mekka wypraw wędkarskich, w tym muszkarskich.

Będzie to niestety tekst w głównej mierze retrospektywny, ponieważ radosna twórczość człowieka, pana tego świata, zmieniająca w sposób lawinowy nasze środowisko naturalne, dosięgła też ekosystemu wodnego przedproża Skandynawii.

Płyniemy pod prąd czasu i wcale nie musimy dotrzeć do okresu międzywojennego. Lata 60. XX wieku, to jeszcze czasy, w których do Banówki, Stradyka, Ławty i Błędzianki wchodziły na tarło stada troci wędrownej, a w nurcie wymienionych potoków powiewały wstęgi minogów rzecznych. Dopiero budowa po stronie rosyjskiej szeregu spiętrzeń w dorzeczach: Błędzianki , Świeżej (ros. Prochładnaja) i Pregoły (ros. Pregolja) spowodowała, że wędrówki troci zanikły. Całe odcinki Banówki, Stradyka i Ławty zostały uregulowane, a ich zlewnie zmeliorowane, co spowodowało  szybszy odpływ wód i zniszczyło ostoje ryb. Z danych hydrologicznych wynika, iż na omawianym terenie od 1983 roku następuje sukcesywny spadek wód powierzchniowych. Jeszcze w okresie wczesnowiosennym, kiedy korytami rzecznymi płynie więcej wody, w Banówce i Błędziance można złowić wymiarowego pstrąga potokowego. Potem rzeczki te przysychają, a co większe egzemplarze pstrągów kryją się w gęstwinie korzeni i gałęzi powalonych drzew, przez co praktycznie stają się niedostępnymi dla wędkarzy.

Źródła drukowane odnoszące się do historii muszkarstwa na terenie Prus Wschodnich są nader skromne, żeby nie powiedzieć – prawie żadne. Ot, jakieś tam zdjęcie w niemieckiej książce, na którym widnieje Hermann Wilhelm Göring stojący przy jednym z wodospadów Kumieli i trzymający w ręce muchówkę. Po dojściu do władzy hitlerowców, zapragnął mieć siedzibę w przepięknej Puszczy Rominckiej, gdzie w 1936 roku w Romintach został oddany do jego dyspozycji dwór myśliwski (niem. Reichsjägerhof Rominten), położony nad samą rzeką Romintą. Można tylko podejrzewać, że w wolnych chwilach feldmarszałek oddawał się nie tylko myślistwu, ale także korzystał z obfitości lipieni i pstrągów żyjących w Romincie?!

Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że także Fritz Skowronnek, który urodził się w 1858 roku w podgołdapskich Szujkach, w rodzinnych stronach musiał zetknąć się z połowem na sztuczną muchę, gdyż później w swojej książce zatytułowanej „Die  Fischwaid: Handbuch der Fische, Fischzucht und Angelei” (Lipsk 1904), poświęcił cały rozdział połowowi pstrągów i lipieni na sztuczną muszkę.

Wyobrażam sobie, jakie w tamtych czasach pole do popisu musieli mieć pojedynczy muszkarze samotnie przemierzający wschodniopomorskie cieki pstrągowe. Obfitość lokalnych rzek i potoków w pstrągi potokowe była imponująca a ich rozmiary przewyższały znacznie te, które uzyskiwali ich pobratymcy z jałowej Skandynawii.

Po II Wojnie Światowej na tereny byłych Prus Wschodnich ściągnęli osadnicy z różnych rejonów dawnej Polski, wśród których sporadycznie trafiali się muszkarze. Znamiennym jest to, że byli to łowcy pochodzący z Małopolski, w tym Wschodniej, oraz z Wileńszczyzny, które to tereny obfitowały w ryby łososiowate. Po tylu latach dotarcie do osób, które pamiętają coś na temat tych wędkarzy, było bardzo ograniczone. Dlatego też przedstawione tu biogramy są tylko strzępkami informacji, ale mimo to zapełniają lukę i wskazują na ciągłość pokoleniową w tej grupie wędkarzy.

Feliks Choynowski, urodził się w dniu 20.11.1889 r. w Kossowie. Z wędkarstwem zetknął się przed I Wojną Światową.  Podczas wakacji spędzanych u dziadka na Huculszczyźnie, podpatrzył kunszt muszkarski prezentowany przez ichtiologa angielskiego, który przez CK Ministerstwo Rolnictwa został skierowany dla przeprowadzenia badań nad miejscową ichtiofauną. Od 1908 roku zaczął zaznajamiać się podręcznikami i katalogami poświęconymi muszkarstwu. W 1913 roku sprowadził z Niemiec klejone wędzisko muchowe, kołowrotek, jedwabną plecionkę i sztuczne muszki. W 1917 roku zakupił kołowrotek spinningowy o ruchomej szpuli typu Nottingham. W listopadzie 1924 roku złowił w Czeremoszu dziewięciokilogramową głowacicę, a w sierpniu 1929 roku w Brdzie na fantazyjną muszkę Wickhama złowił lipienia o wadze 2,0 kg. W swoim podręczniku pt. "Wędkarstwo na wodach polskich" sporo uwagi poświęcił łowieniu pstrągów, w tym połowom na sztuczną muchę. Przed wojną był wykładowcą szkoły policyjnej w Grudziądzu. Po wojnie, w stopniu majora, wrócił do Grudziądza, gdzie jako urzędnik rozpoczął pracę w Powiatowej Radzie Narodowej. Choynowski był człowiekiem nie pogodzonym z powojenną rzeczywistością. Potępiał zdecydowanie pogoń za ilością poławianych ryb, a co za tym idzie – ekspansję przemysłu wędkarskiego, który to umożliwiał. Uważał, że wędkarstwa w rozumieniu łowienia żywej ryby nie można uczynić dyscypliną sportową, bo w wędkarstwie nie powinno być współzawodnictwa w osiąganiu wyników na masową skalę. Swoją postawą naraził się na ostrą reprymendę ideologiczną, ponieważ wówczas Polski Związek Wędkarski w swojej działalności przystąpił do realizacji zasad współzawodnictwa, które stanowiły jeden z głównych czynników w budownictwie ustroju socjalistycznego. Po 10 latach pracy  w Powiatowej Radzie Narodowej zwolniono go z zajmowanego stanowiska. Żył w trudnych warunkach materialnych, dorabiając do skromnej emerytury oficerskiej i renty urzędniczej pisaniem artykułów zamieszczanych w „Wiadomościach Wędkarskich”. U schyłku życia ogarnęły go smutne refleksje. „W swoim życiu – mówił – doczekałem się chwili, że nie człowiek musi jak dawniej bronić się przed wodą, ale robić wszystko, aby chronić wodę przed człowiekiem”. Zmarł w dniu 12.01.1970 r. w Grudziądzu, pozostając niezrównanym wędkarzem indywidualistą. Jego słowa o etyce wędkowania pozostają nadal aktualne.

Andrzej Maria Feliks Wiktor Horodyski, urodził się w dniu 20.08.1893 r. w Kociubińcach. Był synem Andrzeja i Emilii hr. Romer. Jego rodzice ślub wzięli w dniu 24.10.1891 r. w Inwałdzie w powiecie wadowickim. Prawdopodobnie dzieciństwo i młodość spędził w Beździedzy, majątku Romerów położonym w powiecie jasielskim lub w okolicach Buczacza, skąd pochodzili jego dziadkowie „po mieczu”. Odziedziczyłem po panu Horodyskim piękny kołowrotek muchowy wytoczony z orzecha kaukaskiego, z mosiężnymi okuciami, na którym była nawinięta starodawna linka muchowa, połączona z żyłką do bielizny. Zestaw był zakończony miedzianą plecionką i błystką wahadłową wykonaną z łyżki do butów. Trudno powiedzieć, czy pan Horodyski łowił po wojnie na muszkę, ale na pewno kołowrotek służył mu do spinningowania i skutecznego łowienia wielkich szczupaków na Żuławach. Zmarł w dniu 29.05.1971 r. w Elblągu.

Marceli Kozłowski, urodził się w dniu 27.06.1902 r. w Czortkowie.  Swoją przygodę z pstrągami rozpoczął po ukończeniu Wydziału Lekarskiego w Uniwersytecie Lwowskim. Każdą wolną chwilę spędzał z muchówką nad rzekami Pokucia. Do wybuchu wojny mieszkał we Lwowie. Po zawierusze wojennej, wraz z małżonką, trafił do Elbląga. Marceli Kozłowski hołdował muchówce, ale łowił też pstrągi na spinning. Wędkował głównie w Pasłęce, Baudzie, Banówce i Wąskiej. Zmarł w dniu 01.01.1969 r. w Elblągu.

Jan Orlik, urodził się przed I Wojną Światową w Wilnie. Stąd, jako repatriant, przybył na Warmię i osiadł w Lubominie. Przed II WŚ łowił koło Wilna łososie, trocie i pstrągi. Na własnoręcznie wykonywane przynęty, w tym muszki, poławiał pstrągi potokowe na odcinku „wapnikowskim” Pasłęki.

Krzysztof Goryczko, urodził się w dniu 19.05.1936 r. w Krakowie. Po ukończeniu szkoły średniej rozpoczął studia na Wydziale Rybackim w Wyższej Szkole Rolniczej w Olsztynie. Przybył tu jako sprawny muszkarz. Pierwsze jego wyprawy nad Pasłękę  miały miejsce w 1954 roku. W latach 1959-1960 jeździł na pstrągi nad Wadąg, a na przełomie 60./70. lat nad Czarną Hańczę i Rospudę. W 1970 roku uzyskał stopień doktora, a doktora habilitowanego w 1981 roku, natomiast tytuł profesora otrzymał w 1994 roku. Do niedawna jeszcze wędkował, ale od wielu już lat, tylko przy użyciu muchówki. Przy tym żałuje, że zbyt dużo czasu poświęcił spinningowi.

Jacek Brodowski, urodził się w dniu 05.07.1943 r. w Krakowie. Od 1957 roku zaczął łowić pstrągi, głównie w Wiśle koło Ustronia. Wędkował wtedy, razem ze swoim ojcem, wyłącznie metodą mokrej muchy. Po ukończeniu wstępnej edukacji, podjął studia w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Studia ukończył w 1969 roku, uzyskując dyplom z wyróżnieniem. W drugiej połowie 70. lat zaczął wędkować na Warmii. Około 1980 roku towarzyszył Marianowi Paruzelowi w wyprawie nad Pasłękę. Podczas tej wyprawy, pod jego okiem, Marian złowił na suchą muszkę lipienia o długości 41 cm, które to wydarzenie zostało opisane na łamach „WW”. Było to bodajże pierwsze, oficjalne potwierdzenie występowania lipienia w Pasłęce, kilka lat po jego wpuszczeniu do Giłwy. Później łowił też wspólnie z Lechem Zaluskim, głównie lipienie na muchę. Próbował rozpropagować łowienie na sztuczną muchę w wodach nizinnych, publikując w 1982 roku w ”WW” stosowny artykuł pt. „Z muchówką na Mazowsze”. Współpracował jako ilustrator z wieloma polskimi i zagranicznymi periodykami wędkarskimi. Uwielbia przyrodę w jej najczystszej postaci.

Wracając do Rominty, to nie sposób pominąć osoby Bogdana Dreslera z Krakowa. Żona tego krakowskiego wędkarza odziedziczyła w miejscowości Krasnolesie poniemiecki dom murowany. W latach 1998-2009 roku Bogdan Dresler jeździł tam m.in. po to, żeby powędkować w rzece Krasnaja. Na początku rzeka ta była piękna, dzika, rybna, niewydeptana. Dawniej miejscowi na swoich miejscówkach łowili na dżdżownicę albo białego robaka i był spokój. Pamiętam relację z jednej z pierwszych zorganizowanych wypraw rowerowych z Polski do Obwodu Kaliningradzkiego. Przy moście przecinającym Krasną w jej środkowym biegu rowerzyści spotkali „babuszkę”, która wracała z kilkoma pstrągami złowionymi na kolację. Powiedziała, iż taki połów bezproblemowo dokonuje, kiedy tylko ma na to ochotę.  Nikt z miejscowych wędkarzy nie robił kilometrów w górę rzeki, więc ryb można było złowić sporo ryb. Bogdan Dresler dostał muchówkę (#2/3; 1,60 m) specjalnie na tę rzekę. A, że jego preferowaną metodą była krótka nimfa, to na rzece takiej jak Krasnaja, to podobno było to!!! Niemniej, miał problemy z poprawnym zacięciem. Najdłuższego pstrąga potokowego (55 cm) złowił w czerwcu 2002 roku na nimfę. Na przykład we wrześniu 2002 roku, na górnym odcinku, w tym samym dołku, złowił dzień po dniu na bardzo małą brązową nimfę, po trzy sztuki wymiarowych lipieni. Dosłownie spod nóg. Przy tym, spiętych lipieni było znacznie więcej. Wszystkie lipienie były wypchane czteromilimetrowymi brązowymi ślimakami wodnymi. Rzucały się w oczy różnice w wyglądzie lipieni z Krasnej a tymi z Sanu czy Dunajca. Kaliningradzkie były o wiele smuklejsze, miały inny pysk i o wiele mniejszą płetwę grzbietową. Po 2002 roku, kiedy wycofano wojska rakietowe i udostępniono strefę przygraniczną ogółowi obywateli Rosji – rzekę zdewastowano Przyjechali "miastowi" ze spinningami i muchówkami i konsumpcyjnym podejściem do ryb. Podobno teraz ścieżki wzdłuż rzeki są wydeptane na długich kilometrach, a głównym połowem są niewymiarowe pstrążki.

Z kolei, z relacji wędkarzy (M. Paruzel, R. Wierzbicki, M. Kozłowski, S. Staniaszek, W. Brudziński) łowiących w latach 60. XX wieku w Banówce i Błędziance wynika, że były to rzeczki jeszcze bardzo zasobne w wodę i ryby, a pstrągi ponad 50 cm nie były tu rzadkością. Trudno sobie wyobrazić, co musiało dziać się tutaj za czasów Prus Wschodnich, a strach pomyśleć, co będzie za kolejne dziesięciolecia.

o mnie
Inne artykuły autora