• 1
  • 2
  • 3

Wczoraj wyszedłem nad Rzekę, cz.2

Za progiem kwiecień. Prawie zmierzch, skąpany słońcem, świergotem ptaków. Delikatny aksamit świeżej zieleni. Tu i teraz. Oddech po całym zabieganym dniu. Schodząc ku rzece, przez chwilę przemknęła mi myśl, jak niewiarygodnie, niewyobrażalnie pięknie jest po prostu "być".

Z oddali usłyszałem podniecone krzyki dzieci grających na podwórku w jakąś grę, zbyt skomplikowaną dla naszych dorosłych umysłów, zbyt trudną, by zrozumieć jej sens. Radosne śmiechy, wołanie. Jak echo minionych dni, twarzy, zapachów. Ogromne lustro zapomnianego szczęścia. Takie ciepło, co rozlewa się w sercu. Zupełnie jak w mroźne zimowe wieczory, kiedy się siedzi przy kominku z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach. Gdyby tak wziąć pędzel, farby i nanieść tę barwną chwilę na kawałek płótna, tak by mogła stać się namacalna. Podziwiam wyobraźnię tych, co patrząc, wymyślali nazwy - rzeczy, zjawisk. Czasem zastanawiam się kim byli, co myśleli. Przecież gdyby na ich miejscu był ktoś inny, to świat wyglądałby zupełnie inaczej

Teraz jednak rzeka.

Zmęczona, ospała po bezśnieżnej zimie. Rozleniwiona w ostatnich promieniach dnia. Ciemniejąca, otulająca się tajemnicą. Pojedyncze kółka na wodzie. Siadam na brzegu, rozkoszując się oddechem rzeki. Montuję sprzęt. Lubię te ostatnie chwile dnia, gdy rosa osiada na policzku, gdy każdy szmer rzeki unosi się jej nurtem. Ciekawe, ale wtedy nigdy nic poważnego nie złowiłem. Były ryby, ale... To raczej chwila relaksu, oddechu. Łowię lekko, subtelnie. Staram się wtopić w tą ulotność czasu i miejsca. Wszystkie muszki wydają się za duże. Spostrzegam większe oczko, pod nawisem gałęzi. Przestaję łowić obserwuję, cicho podchodząc. Znów wyjście, chlupot. Za chwile kolejne. Rzut niemożliwy, bo gałęzie. Mucha nie dopłynie. Gmeram po pudełku. Chrust z sierści to jak spławik! Dobra. Próbujemy. Mucha ląduje na młodych listkach wierzby, szczęśliwie bez konsekwencji, spada do wody. Ryba żeruje. Podchodzę wyżej, nad wodą unoszą się pasemka mgły. Spławiam chrusta z Red Tag-iem. Kolejny chlupot. Hamuję spływ. Będę miał tylko jedną próbę. Chrust mija stanowisko ryby... Red Tag również. Staram się delikatnie ściągnąć muchy. W tym momencie czuję atak, mocny, ryba skacze, nie olbrzym ale... ładna. Zanurzam końcówkę sznura do dna. Każdy skok to szansa na stratę ryby. Wątpię w prawidłowe zacięcie, ryba szaleje po całej szerokości płani. Wariat!. Próbuje skakać, ale tylko raz po raz przewala się na powierzchni - czy ryby mają ADHD? Pozwalam jej się wyszaleć na krótkim dyszlu. Promienie słońca zapadają w góry, niebo ciemnieje. Schodzę z rybą na płyciznę, unoszę jej pysk nad wodę, niech nałyka się powietrza, oklapnie. Po chwili wprowadzam do podbieraka. Tęczak! Taki lepszy, handlowy, ale adrenalinę podniósł. Red Tag sam wypada z kłapiącego pyska. Chrusta nie ma, musiał oderwać. Ryba wygląda jak tęcza w ostatnich promieniach dnia.... może to mój "garnek złota na końcu tęczy"? Piękny, już ma odrośnięte płetwy. To tubylec granicznej rzeki. Wracaj do siebie pod czeski brzeg. Skacz do żywych much.

Może jeszcze, kiedyś, znów sprawisz dziecięcy uśmiech na pooranej zmarszczkami twarzy. Do zobaczenia.

Wkoło cisza, nawet szum rzeki stał się senny, otulając się mrokiem. Pierwsze gwiazdy wstają na niebie, światła pustego miasta. Nieliczni przemykają pomiędzy narastającą ciemnością.

Kazimierz Żertka

Cieszyn, marzec 2023

o mnie
Inne artykuły autora