• 1
  • 2
  • 3

Wczoraj wyszedłem nad Rzekę,cz.3

Początek kwietnia. Popołudniowe, syte słońcem niebo. Wiosna zaspała. Wciąż z cienia nie wymiotła siwiuteńkiego mrozu. Wiatr ostry, wschodni. Pewno i ryba gdzieś przepadła. Za plecami miasto. Garbata codzienność dachów.

Wyszedłem. Wyleczyć przestrzeń na najbliższej łące. Wsłuchać się, wyspowiadać myśli, celebrując szczegóły obrazu szumiącej rzeki, kokietującej, nie zełganej do końca.

Wzrok przeszył rozśpiewany ptak, rozbudził nadzieję. Próba zobaczenia świata bez tej wściekłej zadyszki, świadoma rezygnacja z piekła ambicji.

Montuję muchówkę. Odrętwiała wietrzna próżnia. Rzuty pewne, nimfy toną, opadają jak płatki śniegu w kryształowej przestrzeni. Nikną z oczu na progu tajemnicy. Głębi. Zakładam cieńszy przypon, niewidoczną nić pozorów. Trochę jak Don Kichot. Pusto Kolejny wlew, usypany otoczakami. Schemat pustych rzutów, pozwala błądzić myślom. Nagle - błysk srebrnego boku ryby. Jak światło. Wrażenie na tyle silne, jakby dopiero życie się zaczęło, jakby początek czegoś namacalnego. Jest. Siedzi. Kolejny srebrny błysk. Bunt. Tunel, jednokierunkowy, bez wstecznego biegu. Czas. Zmrożone, zagęszczone w swej prostocie i logiczności sekundy, układające się jednostajnie, niezmiennie w całość aż do bólu. Chciałoby się krzyknąć... Chwilo, wybaw mnie od niepewności! Ryba ze złością tarmosi przypon. Wciąż ulegam, wciąż schodzę, nie chcąc tracić tego ulotnego błysku światła. Brzeg płaski, jeszcze nie obrośnięty zielonością. Surrealistycznie skąpany słońcem. Środek płytkiej płani. Ryba się uspokaja, pozwala się holować, Wykłada się wypchanym ikrą bokiem. Czuję się głupio. Łypie z wyrzutem tymi swoimi kleniowymi oczami. Wyjmuje nimfę z łapczywej paszczy. W tej jednej chwili każde z nas jest kluczem od drzwi życia i śmierci, czymś pośrednim pomiędzy prawdą a prawdą ostateczną. Oboje rozchodzimy się do swoich światów, do własnych trosk, bogatsi o tą nić światła. Patrzę na rzekę, miasto i oddycham światłem, czystym. Wiem, że mój świat się nie skończył, że rzeczywistość stworzy życie, które warto będzie poznać.

Za zakrętem rzeki rzucam sztuczne muchy promieniami słońca, dotykiem srebrnej łuski. Cieplej. Nawet wschodni wiatr rozchyla kielichy kwiatom. Łowię chwile, ryby mają co innego w głowie. Dlatego tu i teraz wiem, że przyszłość może być jeszcze wspanialsza, że jeśli rozpocznę szukanie nowych ścieżek, to w końcu je odnajdę. Tuż za rogiem, za kolejnym zakrętem rzeki.

Ja w to wierzę.

Kazimierz Żertka

Cieszyn, kwiecień 2023r.

o mnie
Inne artykuły autora