• 1
  • 2
  • 3

Głowacica – gatunek pożądany przez wędkarzy

W trakcie studiów rybackich, podczas seminarium z przedmiotu Gospodarka Rzeczna, dr hab. Czesław Grudniewski zadał mi opracowanie tematu „GŁOWACICA”. Pamiętam, że jak mogłem i potrafiłem, to wywiązałem się z tego zadania, zapoznając się z dostępnymi źródłami drukowanymi, w tym wędkarskimi periodykami czechosłowackimi oraz austriackimi, z których wynikało, że głowacica naturalnie występuje w zlewni Dunaju i kiedyś żyła na terenie Polski w jego dopływach: Czarnej Orawie i Czadeczce. To, tak gwoli wstępu.

Jako wędkarzowi, nigdy nie dane mi było spotkać się w „oko w oko” z tą rybą, ale jako studentowi rybactwa i owszem. Miało to miejsce, podczas odbywania praktyki studenckiej w Ośrodku Zarybieniowym PZW w Łopusznej. Tam w ziemnym stawie przetrzymywano tarlaki głowacicy. Praktyka zbiegła się w czasie z tzw. kampanią lipieniowo-głowacicową, czyli odłowem tarlaków za pomocą agregatu prądotwórczego. Przez około 10 dni odłowiliśmy w Dunajcu i jego dopływach tysiąc kilkaset sztuk dorodnych lipieni oraz kilka sztuk głowacic. Największe ich zagęszczenie znajdowało się w okolicy ujścia potoku wpływającego do Dunajca u podnóża zamku w Czorsztynie. Członkowie ekipy połowowej na czele ze śp. prof. dr hab. Andrzejem Witkowskim z Muzeum Przyrodniczego we Wrocławiu (zresztą dobrym muszkarzem), bacznie przyglądali się każdemu mojemu krokowi, kiedy poruszając się w niesamowicie bystrym nurcie Dunajca przenosiłem na brzeg w ogromnym i ciężkim kasarze parokilogramową głowatkę. Wy…li się młody, czy też nie – czytałem w ich wzroku. Nie ukrywam, że tu przydała mi się umiejętność brodzenia w woderach zdobyta przez 10 lat wcześniejszego chodzenia za pstrągami, więc nie dałem ciała. Naszym przyłowem były brzanki, klenie i jelce, którymi w Ośrodku karmiliśmy głowacice. Mimo, że kilka „głów” było ślepych, to jednak znakomicie wyczuwały żywy pokarm. Brygadzista wyjaśnił, że głowacice ślepły, kiedy po niesamowicie silnym targnięciu, trudnym do utrzymania, spadały na ziemię ze stołu, na którym sprawdzono dojrzałość ich gonad.

Zdaję sobie sprawę, że głowacica jest rybą bardzo pożądaną przez wędkarzy. Każdy z łowców ryb łososiowatych marzy o skutecznym przechytrzeniu tej ryby, ale coraz liczniejsi, światli wędkarze, chcieliby tego dokonać wyłącznie poza rzekami polskimi. Niezależnie od walorów wędkarskich głowacicy, należy stwierdzić, że w dopływach Wisły jest to gatunek obcy, ponieważ naturalną granicę występowania głowacicy stanowi wododział zlewisk Bałtyku i Morza Czarnego.

Joanna Grabowska, Andrzej Witkowski oraz Jan Kotusz w artykule z 2008 roku, pt. „Inwazyjne gatunki ryb w polskich wodach – zagrożenie dla rodzimej ichtiofauny”, jako motyw introdukcji głowacicy do śródlądowych wód Polski wymienili wyłącznie wędkarstwo oraz jego problematyczny odłam tj. sport wędkarski. Wskazali przy tym, że wraz translokowaną głowacicą przywleczono pasożytniczego skorupiaka Basanistes huchonis.

W 2012 roku podobno pojawił się pomysł Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz pewnej grupy wędkarzy a nawet petycja, aby w kilku rzekach należących do zlewni Wisły głowacicę uznać za gatunek rodzimy. Jednak w rozporządzeniu z dnia 16 listopada 2012 r. w sprawie wykazu gatunków ryb uznanych za nierodzime i wykazu gatunków ryb uznanych za rodzime oraz warunków wprowadzania gatunków ryb uznanych za nierodzime, dla których nie jest wymagane zezwolenie na wprowadzenie (Dz. U. z 2012 r. poz. 1355) – głowacica znalazła się w wykazie gatunków ryb uznanych za nierodzime, dla których nie jest jednak wymagane zezwolenie na wprowadzenie [sic!].

Podsumowując można stwierdzić, że introdukcje ryb są niekorzystne dla środowiska, a próby uznania głowacicy za gatunek rodzimy są powodowane interesem wąskiej grupy wędkarzy i hodowców. Takie działania są niezgodne z tzw. konwencją z Rio o różnorodności biologicznej oraz prawami natury i słusznie bywają obiektem krytyki.

Istnieje tylko jedno podejście do otaczającej nas rzeczywistości, które może usprawiedliwić masowe introdukcje i aklimatyzacje gatunków, w tym głowacicy. Będzie to sytuacja, kiedy wszyscy uznamy, iż poddajemy się i nie walczymy już dalej z postępującą degrengoladą świata, bo nie mamy na to żadnego wpływu. A, przecież mamy! Na razie, cała ta głowacicowa dyskusja wynika wyłącznie z czystego chciejstwa pewnej części wędkarzy, którzy nie biorą pod uwagę aspektów biologicznych a wyłącznie traktują użytkowane wody jako pole do eksperymentowania pod własne wizje i potrzeby. Powtarzam. Zaangażujmy się masowo w walkę o przywrócenie naturalności naszym rzekom, w których licznie pojawią się dorodne trocie, pstrągi potokowe i lipienie, a na tęczaki i głowatki będziemy jeździli do obcych krajów.

o mnie
Inne artykuły autora